sobota, 21 listopada 2009

Google Wave

Tak. Otrzymałem w końcu zaproszenie, i nawet wypróbowałem to narzędzie na koledze który również ma konto. Niestety w dwie osoby nie ma takiej zabawy jak to było pokazane na konferencji gógla. Próbowałem dodać tego posta z Wave, ale się nie udało(jak zapewne pamiętacie-robot bloggy był zaprezentowany razem z wave), muszę nad tym jeszcze popracować. Natomiast jedna z rzeczy która robiła większe wrażenie, czyli przeciąganie obrazków prosto z pulpitu, działa całkiem dobrze. Podczas rozmowy z fala się odrobinę zawieszała i K. miał pewne problemy z rozłożeniem swojej wypowiedzi. Generalnie dobrze oceniam Google Wave, ale żeby w pełni korzystać z fali potrzeba mieć więcej znajomych. Niestety nie mogę jeszcze nikogo zapraszać. Muszę na to poczekać kilka dni(przynajmniej mam taką nadzieję że wyczekiwana fala "invitations" pojawi się w ciągu kilku dni:)).
Wczoraj poczułem całkowitą bezsensowność pisania bloga, dlatego właśnie nie zamieściłem posta. Chciałem napisać coś o wyroku trybunału w sprawie krzyży, czyli w moim odczuciu o tym że jako społeczeństwo demokratyczne, poddajemy się dyktatowi mniejszości, byleby tylko nie zostać oskarżonym o mniejszościoFOBIĘ. Każdy należy do jakiejś mniejszości, ale to nie znaczy że akurat ta mniejszość jest najważniejsza w świecie. Jeśli komuś nie podoba się krzyż w klasie, to niech patrzy się na puste miejsce na ścianie. Jeśli w klasie jest muzułmanin, prawosławny, bądź wyznawca innej religii, to nie wyobrażam sobie żeby inni uczniowie sprzeciwili się powieszeniu symbolu jego religii na ścianie sali, którą ta klasa się opiekuje. Współżycie mniejszości z większością powinno odbywać się na zasadzie wzajemnego zrozumienia, a jeśli się tak nie da-wówczas należy odwołać się do demokracji i głosowania(czyli de facto zdania większości). Tutaj nie działa zasada "Wy macie racje a my karabiny", tutaj jedynie można powiedzieć:"nie wiemy kto ma rację, ale sprawdźmy kogo jest więcej".
Rozpisałem się i nic z tego nie wynikło. Trudno.

czwartek, 19 listopada 2009

chorowania ciąg dalszy...

Ale tym razem już w pełni legalnie, z papierkiem od pani doktor i przepisanym syropem. Okazało się że nie dzieje mi się nic groźniejszego niż zwykłe przeziębienie. Dostałem standardowe pytanie czy miałem kontakt z kimś z zagranicy("Nie, raczej z domu nie wychodziłem, co najwyżej gdzieś na uczelni, ale też wątpię") i się dowiedziałem że niektórzy się wręcz chwalą tym że są w "grupie o wysokim ryzyku" zarażenia świńską grypą.
Pani doktor, wbrew obawom i stereotypom, nie była wredna czy niemiła. Bardzo szybko i fachowo załatwiła sprawę, tak że już koło 9 miałem z głowy przychodnię. Postanowiłem od razu pójść do apteki, która znajdowała się kawałek dalej we wnętrzu osiedla. Jakież było moje wzruszenie gdy mijałem pewien kiosk, który stoi tam od czasów gdy chodziłem do zerówki. Już nie sprzedają tam zabawek tylko jest tam "szmateks", ale i tak łezka w oku się zakręciła. Tak samo jak kiedy koło apteki zobaczyłem kiosk w którym kupiłem swoje pierwsze tamagotchi....to chyba jeszcze w przedszkolu było. Przedszkole było kilka kroków od apteki, ale stwierdziłem że to za dużo wspomnień i wzruszeń jak na jeden dzień.
Chciałem teraz rozwinąć motyw przedszkola(przyjaciółka A.B z którą nie widziałem się od kilkunastu lat, a która studiuje "kosmetologię"-dowiedziałem się tego dzięki nk^^"; o Pani Basi Wołaczce; o koledze M.-nazwiska nie pamiętam-po którym mój brat odziedziczył imię; o przebraniu karateki i smerfa...) ale stwierdziłem że i tak niewiele pamiętam.
Na Jaiku poprosiłem jakiegoś faceta o zaproszenie do google wave, napisał że wysłał, ale dalej nic mi nie doszło:/
Odpaliłem stary komputer i zrzucam na niego co ważniejsze fragmenty laptopa. Ostatnio bardzo powoli chodzi. Czeka go ponowny format, ale to jutro. Na razie czekam na odpowiedź z neostrady. Mieliśmy dostać  antywirusa, bardzo by mi się przydał po formacie. jeśli dzisiaj do popołudnia nie odpiszą mi na maila to będę do nich dzwonił.
A i jeszcze jedno. Na moim osiedlu niewiele się dzieje(w szczególności dobrego), jakiś rok temu wyremontowali nam klatki(po raz pierwszy od ponad 40 lat...mój tata przynajmniej mówi że nie pamięta czy były remontowane), tydzień temu skończyli wylewać asfalt na przystanku(gdzie wcześniej w betonie, którym był przystanek wylany, dumnie widniała data 1976), a dzisiaj "remontują" krawężniki. Niestety nie poważyli się na wymianę całości infrastruktury chodnikowej (mającej ponad 20 lat, nie pamiętam żeby kiedykolwiek ją remontowali). Jedynie co robią panowie budowlańcy to zalanie betonem dziur w krawężnikach. A ja sobie kostkę brukową wymarzyłem... 

środa, 18 listopada 2009

Choruję

Tak jak w tytule. Leżę w łóżku( a przynajmniej powinienem) i choruję. Odbyłem dziś fascynującą podróż do naszej przychodni. Oczywiście nie dostałem się do lekarza, ale przyczyną tego było to, że dalej byłem zapisany w "dziecięcej" części przychodni i dziś zdołałem się tylko przepisać do dorosłej i zarejestrować na jutro(Na swoje usprawiedliwienie dodam że jak się jest zdrowym to się nie myśli o tym żeby się w końcu przenieść, a jak się jest chorym to się oczekuje pomocy, bez względu czy jej udziela pediatra czy internista). Tak więc jutro od godziny 8 czekam na swoją kolej u lekarza.
W nocy dręczyła mnie bezsenność i to było straszne(zwłaszcza rano). Nie byłem pewny czy boli mnie głowa z niewyspania, czy bolą mnie zatoki, czy syrop na kaszel był mocno %.
Na Twitterze tylko spam znalazłem. Zrezygnowałem z gazety.pl(i tak wchodzę na ich stronę kilka razy na dzień) i Stephena Fry'a(mam nadzieję że poprawnie to zapisałem, on mnie denerwował pisząc o głupotach). Mam już trzech "followersów", chociaż jedyne co napisałem to jakiś post wymagany żeby zdobyć zaproszenie do google wave(którego nie dostałem). Na jaiku zaszalałem i napisałem "Good afternoon from Poland:)". Ciekawe czy to coś da. Może mi powiedzą jak wyszukać kanały tematycznie?
I tak już z innej beczki: patrząc na motto mojego bloga zastanawiam się...ile już kotków zabiłem?:(
Koniec pisania, wracam chorować.

wtorek, 17 listopada 2009

Szaukanie sensu.

Założyłem sobie aż trzy konta na serwisach "microbloggingowych". Na Twitterze, Identi.ca i Jaiku. Szukam teraz jakiegoś głębszego sensu istnienia tego typu serwisów. Na twitterze mogę się dowiedzieć że Stephen Fry ma nowy aparat, a rząd U.K spotkał się w sprawię związanej z Afganistanem i Pakistanem. Podobno ktoś udostępnia spuszczanie wody w sedesie... Serwisu Identi.ca w pełni jeszcze nie ogarnąłem, ale jestem blisko(informacje na tym są o wiele praktyczniejsze, grupy są tworzone głównie pod open source i temu podobne, pozatym można się zalogować na konto z facebooka), natomiast serwisu Jaiku nie ogarniam wcale. Muszę mieć tam znajomych żeby móc ich śledzić(jak śledź w nk:/), nie można obserwować osób "ciekawych" ludzi lub interesujących kanałów. Poza tym na stronie mojego profilu pojawia się moje imię i nazwisko, z czego nie jestem zadowolony:/ Link do mnie na twitterze http://twitter.com/nabulione. Początkoo chciałem się nazwać "maszynista" jakoby to konto było pod tego bloga, ale zrezygnowałem. Może znajdę jakieś zastosowanie dla twittera? Wątpię. Ale wiele może się zdarzyć.
Dlaczego założyłem konto na tym spamerskim serwisie? patrz pierwsze notatki. Prób otworzenia się na świat i ludzi ciąg dalszy.

poniedziałek, 16 listopada 2009

"...bo dzieło zniszczenia, w dobrej sprawie jest święte, jak dzieło tworzenia:..."

Jakiś czas nie pisałem, co zapewne nie ma większego znaczenia bo nie mam zbyt wielkiego grona czytelników.
Opisać to co się działo wcześniej będzie dość trudno, bo nie pamiętam zbyt dobrze. Głównie byłem chory (co jest mało ciekawe), i bawiłem się javą (a wyniki tej zabawy również nie są za ciekawe). Dokończyłem czytanie Fandorina i zrobiłem zadania na algebrę. A dokładniej 8 z 9 zadań. To jedno będę męczył jutro; coś mi z nim świta, ale jeszcze nie do końca wiem co.
Świat zmierza do zagłady. A przynajmniej ludzkość. Nie chodzi tu o coś w stylu 2012, ale raczej "tańca z gwiazdami". Już wyjaśniam: moje osiedle jest "za" hutnikiem(zespołem dla którego specjalnie stworzyli 10 ligę ^^"), i jak ktoś jest "za" jakimś innym zespołem to generalnie "ma jakiś problem". Ja nie kibicuję żadnemu zespołowi, ani nawet się "narodowym sportem" nie interesuję. Ale do rzeczy: będąc w śmietniku (celem wyniesienia śmieci), zobaczyłem napis: "WISŁA PANY, HUTNIK GUMIORY". Napis został napisany na wewnętrznej ścianie śmietnika, kredą. Co prawda mnie to trochę załamało, ale trzeba przyznać że ten kto to napisał wykazał się nie tylko odwagą, ale także umiejętnością tworzenia złożonych zdań. Dla "dresiarza" (bo podejrzewam że to właśnie był jakiś dres) to całkiem sporo (zapewne w swojej "ekipie/bandzie" ma ksywkę "musk"). Ale teraz do czego zmierzam. Od dłuższego czasu obserwuję w telewizji pewnego rodzaju degradację wartości. Kiedyś TV była pełna programów typu "Miliard w rozumie", a dziś mamy tylko "1 z 10". Powstały natomiast programy "Taniec z gwiazdami", "Taniec na lodzie", "Ju ken taniec", "Taniec w cyrku" itp. Polskie kino również zmienia się i to bynajmniej nie na lepsze. Głównie za sprawą tzw "polskich komedii romantycznych", doszło do tego że widząc plakat akcji społecznej "kocham- nie biję" myślałem że to kolejny film(zwłaszcza że na bilbordzie pokazało się kilka twarzy "aktorskich").
I zastanawia mnie jedno: czy te programy/filmy są tworzone, bo ludzie chcą je oglądać, czy może ludzie je oglądają bo nie mają nic innego do wyboru? Jesteśmy zmuszani do głupoty, czy sami ją tworzymy? Wielcy myśliciele, wszystkich czasów, przewracają się w grobie widząc co my tu robimy. W rankingu popularności Doda pokonała by Pascala, niejaka Rutowicz(??) Eulera a Ibisz Arystotelesa.
Jeśli Bóg widzi co się tutaj dzieje to koniec świata w 2012 byłby aktem miłosierdzia.






Bóg wysadzi tę ziemię, jak Ordon swą redutę.

sobota, 7 listopada 2009

Leniwa sobota

Dzisiaj brak żadnych refleksji...no może poza tym że powinniśmy tacie kupić pompkę do samochodu, najlepiej taką z wbudowanym ciśnieniomierzem. Obecna pompka i ciśnieniomierz są starsze niż ja (osobno, nie razem! mają ponad 20 lat) i przed najbliższą zmianą opon z zimowych na letnie wypada kupić coś nowszego....na następne 20 lat.

piątek, 6 listopada 2009

Targi Książki

Dzisiaj miałem okazję odwiedzić XIII targi książki w Krakowie, które trwają od czwartku i trwać będą do niedzieli. Wraz z moją Lubą byliśmy przed wejściem godzinę przed otwarciem i weszliśmy jako jedni z pierwszych. Wspaniała atmosfera jeszcze niezakłócona tłumami zwiedzających utrzymywała się jeszcze przez jakąś godzinę. Potem zaczęło się robić po prostu ciasno. Jestem niemalże oburzony tym, że nie było żadnych książek związanych z wyższą matematyką lub chociaż z książkami akademickimi. Zaskoczył mnie również brak wydawnictwa "Pruszyński i spółka" wśród wystawców. Miałem nadzieję na zakup jakiejś książki T.Pratchetta(w Polsce wydawanego właśnie przez to wydawnictwo). W szczególności miałem nadzieję na premierę "Raju podatkowego"("Rasing Taxes"), ale najnowsza książka tego autora to chyba będzie "Unseen Academicals". 
To co mnie mile zaskoczyło to większa ilość stoisk z grami planszowymi i fabularnymi. Niestety gry te odstraszają stosunkowo wysoką ceną(od 50 zł) za pakiet startowy. Może za rok uda mi się uciułać na jakąś małą gierkę.
Upolowałem zbiór opowiadań "Nefrytowy Różaniec" rosyjskiego pisarza Borisa Akunina, oraz mały poradnik do podstaw Javy. Ten ostatni kupiłem z myślą o nauczeniu się w końcu tego języka. Natomiast książka Akunina opowiada o Eraście Pietrowiczu Fandorinie, o którego przygodach przeczytałem już przynajmniej 7 książek, i w kolejce w bibliotece czekam na następną:)
Ogólnie targi uważam za bardzo udane(dodam że moja Luba kupiła Pilipiuka, książeczkę dla swojego młodszego kuzyna i atlas chrząszczy).
Dziś czeka mnie jeszcze zmiana opon w samochodzie z letnich na zimowe(najwyższy czas), chociaż nie wiem czy Tata nie przełoży tej operacji na jutro. Zobaczy się.

czwartek, 5 listopada 2009

"Nam strzelać nie kazano..."

Mickiewicza w tytule uzasadniam tym, że po głowie chodziła mi REDUTA ORDONA właśnie. 
Kolejny dzień stracony. Na czym? Sam nie wiem. Chociaż jest dopiero 14,  już czuję że nic przez dzień nie zrobiłem. Chociaż może się wezmę do rozwiązywania zadań na zajęcia z algebry(które będą dopiero za dwa tygodnie, więc wątpię żebym się zebrał już dzisiaj). Obok leży świeżo kupiony Linux Magazine (październik 2009), więc może chociaż poczytam coś pożytecznego. Hipokryta ze mnie. Piszę o czytaniu LM na komputerze z Vistą. Ale raczej nie mam wyboru. System był narzucony odgórnie i instalacja Linuksa byłaby złamaniem gwarancji czy coś.
LM straszy na okładce nowościami w c++. Dlaczego straszy? Bo od dawna się zbieram żeby przypomnieć, utrwalić i rozwinąć swoje umiejętności w tym języku. Jakoś nigdy nie znalazłem czasu ani sposobu na to. Chociaż ostatnio napisałem program dla pewnej studentki biologii. Program nie jest bez wad. Pozwalał na hm..."generowanie zależności między liczebnością drapieżników i ilością ofiar". W programie jest wiele błędów, a najgorsze jest to, że nie mam pojęcia jak narysować wykres pokazujący zmianę wielkości stad drapieżników i ofiar w czasie.
Dobra. Nie będę się aż tak rozpisywał(jak na mnie to i tak sporo napisałem), wezmę się do jakiejś roboty czy coś.

środa, 4 listopada 2009

Cztery godziny czekania.

Po 15 minutach przy tablicy, robiąc (a raczej przepisując z kartki rozwiązanie) zadanie, nauczyłem się że nie ma rzeczy trywialnych i oczywistych. Co prawda dalej nie widzę swojego błędu, ale następnym razem postaram się zrobić każdy punkt zadania po kolei, a nie "wtedy się zwinie i użyje dla dwóch i oczywiste".
Na dzień dzisiejszy bark przemyśleń natury egzystencjalnej. Jedynie czekanie (zresztą czterogodzinne) na nudny wykład. Nie chodzi o to że materiał jest nudny, ale dla kogoś kto już raz to przerabiał jest to męka.

wtorek, 3 listopada 2009

Początki zawsze są trudne.

Z chwilowego braku zajęcia (a także z potrzeby "terapii otwierającej") postanowiłem pisać Blog. Nie mam pojęcia czy to mi w jakikolwiek sposób w czymkolwiek pomoże, ale nie zaszkodzi spróbować. "Małymi kroczkami zdobywa się świat" tak przynajmniej mogłaby brzmieć artystyczna interpretacja ZASADY ARCHIMEDESA.
Blog ten jest pisany na maszynie do pisania. Jakiej? Starej, zakurzonej i rozpadającej się pod własnym ciężarem. Dlaczego akurat na maszynie do pisania? Bo pisanie na maszynie przypomina życie bardziej niż pisanie na komputerze. Bardzo trudno jest poprawić błąd. Zawsze się błędami przejmowałem. Wydruk z mojej "maszyny" ma poskreślane całe zdania a nawet akapity błędów. Do tej pory porażki były dla mnie wieczne, a sukcesy krótkotrwałe lub nieznaczące. A podobno trzeba żyć dalej i nie przejmować się porażkami. Postaram się. "Małymi kroczkami zdobywa się świat". Dałbym to na motto tego bloga gdyby nie to że obecne mi się bardzo podoba:)
To już koniec tego posta. Mam nadzieję że pojawi się więcej. Będzie to oznaczało że nie dałem sobie siana i że "zdobywam ten świat" małymi kroczkami w butach rozmiaru 48.