niedziela, 11 sierpnia 2013

Dlaczego zostałem matematykiem?

Takie pytanie (czasami w innej formie) zadają mi nowo poznani ludzie. Dzieje się to rzadko, bo rzadko mam okazję kogoś poznać; a nierzadko pytanie to pada po odgłosach zdziwienia, oburzenia i obrzydzenia wywołanego słowem "matematyka".

Niestety odpowiedź na to pytanie przypomina inne "odpowiedzi" na inne, zadawane głównie przez dzieci, trudne pytania, takie jak "Co to jest matematyka?".

Mogę odpowiedzieć "bo lubiłem matematykę w szkole, bo byłem z niej dobry" i.t.p. Ale przypominałoby to odpowiedź: "Widzisz moje dziecko, matematyka to liczenie. Dodawanie, odejmowanie, mnożenie i dzielenie".
Każdy, kto miał choć trochę styczności z matematyką, wie, że MATEMATYKA TO NIE LICZENIE!!!!1111!!!oneoneone!!!!!

No więc jaka jest prawda?
Nie byłem najlepszym uczniem. Na pewno byłem w 75% najlepszych. Czasami może nawet w 90%. Matematyka szła mi dobrze tak, jak reszta przedmiotów (za wyjątkiem polskiego i WFu). Pod wpływem dobrych nauczycieli zainteresowałem się historią (i zostało mi to do dzisiaj) i to w nią wkładałem więcej serca.
Matematyka wyskoczyła na pierwszy plan na początku 3 klasy gimnazjum.
 Przez pierwsze dwa lata uczyła nas...pewna starsza pani. Cała klasa jej nie znosiła. Mieliśmy ku temu kilka powodów. Mi najbardziej utknęło w pamięci, jak nierówno oceniła A. (swojego pupilka) i J. (klasowego dresa i ćwierćinteligenta). Obaj odpowiadali przy tablicy (w odstępie nie większym, niż dwa tygodnie) i obaj nic nie umieli. A. dostał 4+ a J. dostał 2. Można więc zrozumieć, że pierwsze dwa lata gimnazjum matematyka nie była zbyt lubiana.
Ale od początku trzeciej klasy dostaliśmy inną nauczycielkę matematyki. Uczyła lepiej, sprawiedliwiej i ogólnie było to dla nas wytchnienie.
Gdy oddawała pierwszy sprawdzian, powiedziała, że jest niezadowolona, że jest tylko jedna 5 no i że będzie je oddawała ocenami w kolejności rosnącej.
Spodziewałem się, że 5 dostała koleżanka K. więc myślałem, że pójdę po swój sprawdzian przed nią.
Jak to w gimnazjum, zrobiło się "trochę" głośno i zapomniałem, że mam wyczekiwać na wywołanie swojego nazwiska (zdaje się, że patrzyłem na to, jakie błędy zrobił D. w swoim sprawdzianie). Aż zobaczyłem K. idącą po swój sprawdzian. No i pomyślałem:"no ładnie, teraz mi się dostanie za nieuważanie na lekcji, bo pewnie nie słyszałem, jak mnie 10 razy wołała". Ale nie! Okazało się, że tą jedyną piąteczkę zgarnąłem ja!

Czyli że co? Studiuję matematykę, bo kiedyś dostałem jedyną 5 z całej klasy?

Oczywiście, że nie!

Opowieść jest niepełna bez wspomnienia Pani Barbary M. Mojej nauczycielki matematyki z podstawówki.
Wszyscy się jej bali. Była jedynym nauczycielem, który naprawdę potrafił krzyczeć. I to na jej lekcjach wszystkie dresy siedziały cicho i grzecznie. I naprawdę umiała uczyć.

Czy to już koniec historii?

NIE!!!

Ta historia nie ma końca.
Nie ma też początku

Bo przecież od podstawówki po maturę na  matematyce uczą nas liczyć.
Chociaż tak naprawdę to tego nie robią.
Na matematyce uczą nas MYŚLEĆ.
Tylko jest to ukryte pod postacią liczenia.
Ta osłona staje się coraz bardziej przejrzysta im dłużej się człowiek matematyki uczy.

Aż tu nagle idzie na studia bo umie liczyć.
I dowiaduje się, że do liczenia to jest kalkulator.
A matematyk to jest do MYŚLENIA.

Chyba przez to raz upadłem. Ale się podniosłem i jakoś dalej się trzymam.

Jest jeszcze "światłość". Coś, co nawiedza matematyków po przeprowadzeniu/zrozumieniu dowodu. Czytałem jak Ian Stewart to opisywał, cytował też Eulera.
Dla niewtajemniczonych: gdy rozwiązuje się problem matematyczny ma się w głowie wrażenie ciemności, mgły, nieuporządkowania. Wraz z pojawieniem się rozwiązania mgła się rozmywa, wszystko się porządkuje. Na samym końcu zanika ciemność. Ma się wrażenie, że w głowie zapaliło się światło. Trochę tak, jak włączenie żarówki o mocy słońca w pudełku wielkości czaszki; wszystko jest wtedy takie oczywiste i proste; jest się w stanie euforii.
Można się pokusić o małe porównanie i nazwać ten stan "intelektualnym orgazmem" (myślę, że ilość endorfin jest porównywalna).
Taka "światłość" uzależnia bardziej niż heroina.
Więc teraz jestem po prostu uzależniony.

Jest to moja odpowiedź na pytanie "Dlaczego zostałem matematykiem".

I jeśli ktoś powie że "przecież to nie jest nawet odpowiedź na to pytanie! To jest stek bzdur!!"

To pewnie będzie miał rację.
Ale pamiętajmy, że poniższą odpowiedź uznają wszyscy matematycy. I uważamy ją za najlepszą z możliwych:

Czym jest Matematyka?
Matematyka to to, czym zajmują się matematycy.
Czym zajmują się matematycy?
Matematycy zajmują się Matematyką

sobota, 3 sierpnia 2013

Wakacje, upał, muzyka

Ostatnie fale upałów spędziłem w pracy. Jak się można domyśla, na hali produkcyjnej, pełnej pyłu z płyt drewnianych jest "troszkę" cieplej niż gdzie indziej. Ale dzielnie stawiam czoła temu wyzwaniu i powoli zarabiam pieniądze na wesele...no i dość niespodziewany wyjazd na Węgry.

Bardzo się cieszę na ten wyjazd, bo w przyszłym roku nie ma bata, żebym gdzieś wyjechał. I niespodzianie wyjeżdżam na wakacje i do do kraju, który zawsze chciałem odwiedzić! Zostały mi jeszcze: Szkocja, Francja, Szwajcaria, Kanada, Australia i Nowa Zelandia, Japonia...i chyba tyle. Kurde. Muszę oszczędzać na tą emeryturę^^"

A i jeszcze czuję się jak prawdziwy haker! Zainstalowałem sobie Wimp na swoim Ubuntu. Męczyłem się z tym od kilku miesięcy, ale w końcu mi się udało. No i zastanawiam się nad kupieniem sobie abonamentu wimp. Na komputerze mogę słuchać muzyki za darmo, ale żeby mieć dostęp na komórce, trzeba wyłożyć 20zł miesięcznie(albo 180zł rocznie). Trochę to sporo (powinni przebić Spotify o to 5zł!), ale serwis ma całkiem sporo, całkiem fajnych opcji. Najbardziej mi się podobają gotowe playlisty (właśnie słucham "Muzyka z polskich rekmam"). Podejrzewam, że Spotify ma coś podobnego, ale sam wygląd Wimpa jest ładniejszy, no i nie ma reklam na pół aplikacji (nawet w wersji bezpłatnej).
No i podoba mi się to, że weszli do Polski jako pierwsi, i zobaczyli potencjał w naszym kraju.
A abonament przydałby mi się do pracy, gdzie słuchają Radia Plus. Jeśli ktoś go nie słyszał, to jest to radio puszczające na zmianę disco polo i utwory z lat 80/90. Człowiek może się załamać, gdy usłyszy "Biełyje Rozy", albo tą samą piosenkę kilka razy w ciągu dnia (raz nawet dwa razy pod rząd puścili "Sweet Dreams").