piątek, 30 kwietnia 2010

Nowy korek, stroik, śrubki....

I dużo planów na dzisiaj. Poza sprzątaniem całego mieszkania mam jeszcze w planach przerobić część wykłady z analizy i przećwiczyć szeregi na egzamin. Oczywiście w planach jest też granie na saksofonie, niestety mam pewien problem. Ciężko mi utrafić w dolne C. Dźwięk jest wtedy zbyt piszczący:/ a gdy już utrafię i chcę zagrać ten dźwięk jeszcze raz nie udaje mi się(a nie ruszam się i nie zmieniam położenia, więc nie wiem jak to możliwe).
Korek zamontowali fachowcy i dobrze się spisuje. Powiedzieli mi też ile by wzięli za renowację całego saksofonu. Cena niższa niż od tych z Katowic, ale i tak sporo:/ albo będę szukał dofinansowania ze środków unijnych, albo grał na sprawnym w 87% saksofonie.
Wypiłem herbatę, wracam do sprzątania. Nienawidzę zmywać naczyń. W zlewie został już tylko jeden garnek, ale i tak demotywuje mnie on do dalszego sprzątania.

środa, 28 kwietnia 2010

Brak korka.

Chodziłem, szukałem, nie znalazłem. Korka do fajki na saksofon. Jutro pójdę z tym do serwisu na Dietla. Mam nadzieję że nie zedrą ze mnie ostatnich pieniędzy... Korek jest jak najbardziej potrzebny, gdyż więcej jest na nim papieru niż korka. O wymianie poduszek w klapach na razie powinienem zapomnieć. "Jak się dorobię milionów" to wyremontuję w całości ten saksofon.
Wczoraj kupiłem jedynie małą przypinkę z saksofonem. Jestem z niej bardzo zadowolony bo bardzo ładnie wygląda u mnie na plecaku(została dodatkowo przyszyta, gdyż mam niemiłe wspomnienie utraty przypinki przez zbyt słabe mocowanie).
Dziś mam 3 godziny czekania na dodatkową algebrę. Nie mogę jechać do domu bo bym zdążyć nie wrócił. Komunikacja miejska w Krakowie jest sprawna, ale źle przemyślana(czytaj:nie spóźnia się tragicznie...przynajmniej nie zawsze...ale dojechać z jednego, losowo wybranego, punktu Krakowa do drugiego to koszmar przesiadek).

niedziela, 25 kwietnia 2010

Jadąc tramwajem wypatruję niezielonego wśród traw z nadzieją że to kot.

Odkurzyłem stary saksofon dziadka. Da się na nim grać, ale niestety instrument jest w fatalnym stanie. W jeszcze gorszym stanie jest mój talent muzyczny, ale tego i tak nie naprawię. Zawsze powtarzałem że jestem upośledzony muzycznie. Bo to prawda. Wychwytuję różnice pomiędzy dźwiękami, ale jak usłyszę nutę to nie wiem jak mam określić czy to C czy cokolwiek innego. Jak usłyszę dwie nuty to nie jestem w stanie powiedzieć o ile miejsc na pięciolinii się różnią. Edukacja muzyczna w szkołach jest fatalna. Uczymy się o gatunkach muzycznych, ale jak grać i na czym to już nie. Właściwie "muzyka" jaka była w gimnazjum mogła by się zmieścić w programie "wiedzy o społeczeństwie" i "historii", zajęłaby wówczas tylko kilka lekcji. Cała reszta "muzyki" to było śpiewanie-można to załatwić śpiewając na jakichś durnowatych akademiach. W podstawówce uczyliśmy się jak grać na flecie, ale nie była to zbyt szczęśliwa nauka. Polegała głównie na porównywaniu "kto ma lepszego" fleta. Autentycznie-ja się wstydziłem bo rodzice nie kupili mi nowego zestawu, tylko pożyczyli od Cioci stary flet. Jak teraz na to patrzę to chyba mój drewniany flet był lepszy od nowego plastikowego, przynajmniej pod względem jakości. Ale wtedy patrzyłem na to oczywiście inaczej.
W ogóle wypominam sobie głupotę podstawówki. Jeśli chodzi o oceny to byłem pomiędzy "najlepszymi" a tymi "średnimi". Dzisiaj jak sobie o tamtych czasach to żałuję że nie czytałem książek, że zajmowałem się głupotami zamiast...chociażby uczyć się grać na tym saksofonie. Wtedy z pieniędzmi było bardzo krucho, więc nie dostałem tego, o czym zawsze marzyłem-teleskopu. Kto wie, może byłbym teraz na innym kierunku studiów gdyby rodzice potraktowali poważniej prawdziwe zainteresowanie dziecka. Naprawdę lubiłem patrzeć w gwiazdy. Fascynowało mnie to. Oczywiście na moim ukochanym osiedlu nie miałbym zbyt wielu możliwości obserwacji(mogę zapomnieć żeby poszli ze mną nad zalew na całą noc patrzeć w gwiazdy),a le przecież często wyjeżdżaliśmy na wieś do jednej cioci albo drugiej. Najbardziej mi żal tych zmarnowanych na zabawie i głupotach lat dzieciństwa. Chociaż chyba na tym właśnie powinno polegać dzieciństwo.

piątek, 23 kwietnia 2010

waltzing matilda


Tak à propos "wyjazdu" do Australii.

Słucham BBC Radio 4

Zainstalowałem sobie rozszerzenie do google chrome, które służy do słuchania BBC Radio. Postanowiłem trochę poprawić swój angielski, ale niestety nie udaje mi się na bieżąco słuchać i tłumaczyć. Tak naprawdę to nie udaje mi się skupiać na tym co mówią. Na "czwórce" są głównie audycje mówione i serwisy informacyjne. W tym momencie leci jakieś romansidło w typie Bridget Jones. Teraz lecą jakieś "wiadomości" i mówią coś o gejach.
Dodałem mnóstwo polityków do Twittera, szukałem jakiegokolwiek zastosowania dla Jaiku(jakoś bardziej to do mnie przemawia niż Twitter, ale niestety nie ma takiej popularności-a za tym idzie mniejsze zainteresowanie właściciela-Google). Niestety nie udało mi się w jakikolwiek sposób polubić te serwisy. Dalej uważam że są bezużyteczne. Już bardziej znajduję sens blogów, nawet jeżeli nikt ich nie czyta, to spełniają się wspaniale jako pamiętniki(tym miały być pierwotnie) które można czytać z perspektywy czasu i załamywać się własną głupotą. Raz przeczytałem swoje wypociny(sprzed miesiąca) i się naprawdę załamałem. Ale nie będę ich usuwał. Świadczą o tym że Bóg zabił kilka Kotków z mojego powodu. Życia im nie przywrócę, ale mogę się tylko starać by innych Kotków nie zabijał.
Dodałem kolejne Blogi do czytania. Głównie o Szkocji. Jeśli mi się uda to może pojadę tam na wymianę(wizyta w Szkocji to jedno z dziecięcych marzeń, spowodowane głównie postacią Sknerusa MacKwacza). A jeśli się nie dostanę, to pojadę tam na wakacje(o ile wcześniej nie wybuchnie jakaś wojna czy coś) z dziećmi/wnukami. Inne miejsca które chciałbym odwiedzić: Australia, Nowa Zelandia, Kanada, Paryż, Syberia, Jakaś Skandynawia, Grecja, Japonia... Najchętniej to wybrałbym się na podróż "śladami Sknerusa MacKwacza". To fascynujące jak postać z kreskówki wpływa na mnie nawet teraz, w "dorosłym" życiu.

środa, 21 kwietnia 2010

Już 21 kwietnia i dopiero drugi post.

Trochę zaniedbuję bloga. Wynika to trochę z braku tematów i trochę z braku chęci do pisania.
Na pogrzebie prezydenta nie byłem. Prawdopodobnie by mi się nawet nie udało dostać do centrum. A przynajmniej tak myślałem, i chyba nie tylko ja, bo ludzi było mniej niż się spodziewano. A jako że chmura odgrodziła nas od fałszywych przyjaciół, nie było również Obamy. Mając do dyspozycji samolot, który mógł wlecieć w ten wulkan i wylecieć z drugiej strony bez widocznych zniszczeń, lotniskowce na co drugim morzu i bazy wojskowe w Niemczech...
Zacząłem stosować dietę Dukana, nie wiem czy coś ona da, mam nadzieję że tak. Najgorszy chyba jest brak chleba i wszelkiego pieczywa. Brak cukru jakoś przeżyję.
po raz pierwszy od bardzo długiego czasu wszedłem na twittera. nadal nie wiem do czego to służy:/, przy okazji sprawdzam Identi.cę. Generalnie z "otwierania się na ludzi" nic nie wychodzi. Uciekam, żeby tylko starzy znajomi mnie nie zobaczyli, a nowych znajomości nie tworzę. Nawet nie tkwię w jednym punkcie. Wręcz się cofam do tyłu.
Wybory będą 20 czerwca. Chyba oczywistym pozostaje na kogo zagłosuję(chociaż chyba bym wolał głosować na "tego młodszego"). Prezydent nie jest osobą jakoś szczególnie istotną. Ma się uśmiechać i nie przeszkadzać rządowi rządzić.

środa, 14 kwietnia 2010

Przyznaję się bez bicia.

Krytykowałem prezydenta. Nie jest to jakiś specjalnie powód od dumy, ale mówię jak było. Natomiast nie mam zamiaru mówić o nim źle teraz. O zmarłych mówi się dobrze, albo wcale.
Chcą go pochować na Wawelu. Nie uważam tego za najlepszy pomysł. Oczywiście, za zgodą biskupa to każdego można tam pochować, ale skoro spocznie tam jeden prezydent, to każdy powinien mieć taką możliwość(w szczególności prezydent Kaczorowski). Bardziej odpowiednim miejscem na pochówek prezydentów wydaje mi się stolica. Pod (budowaną od wieków)Świątynią Opatrzności Bożej, znalazło by się (chyba) miejsce na kryptę prezydencką. Można by nawet do konstytucji wpisać że miejscem pochówku prezydentów jest ta krypta. Chyba lepiej jest mieć ich wszystkich w jednym miejscu; oczywiście mógłby to być Wawel, ale jest w nim zbyt mało miejsca. Ciekaw jestem czy innych prezydentów również tam pochowają.
Co do samego pogrzebu: może pójdę, ciekaw jestem jak blisko Wawelu się dostanę. A pójdę, żeby udowodnić sobie że gorszy od jakiegoś tam Obamy nie jestem.