poniedziałek, 6 września 2010

Po pierwszym dniu.

Głupi jestem. Podświadomie spać mi się nie chciało wczoraj i  całą noc praktycznie przeleżałem i nie spałem. Już się balem że zasnę gdzieś między okleiniarką a wiertarką... Nie wiem czym mój mózg się aż tak denerwował. Było całkiem spokojnie dzisiaj. Nawet strasznie zmęczony nie jestem. Doskwierał mi jedynie brak wody, ale i to pokonałem.
Przeraziło mnie jedno: wszyscy pracują do 19. Wcześniej jak pracowałem, to o 17 robiło się spokojnie, bo 90% wychodziła do domu. Mogłem wtedy bez stresu i hałasu skręcać szufladki lub wiercić elementy. Teraz jest dużo zamówień, więc wszyscy zostają do końca. To mnie stresuje:/
Jutro oczywiście nie chce mi się iść, ale pójdę! Dam radę do końca miesiąca!
Czekam już tylko na wolną łazienkę.
Dobranoc!

niedziela, 5 września 2010

Jutro do pracy.

Potwornie mi się nie chce pracować. Nawet mnie tak perspektywa zarobienia kilku groszy nie pociąga. Nie będę mógł się wysypiać do woli, wieczorami będę potwornie zmęczony, nie będę miał na nic czasu.
Z drugiej strony będę coś robił(da mi to jakieś poczucie użyteczności), zarobię pieniądze(dam je na konto oszczędnościowe, więc nie będę się nimi cieszył od razu) i może schudnę. To ostatnie mnie chyba najbardziej pociąga. Od dawna nie biegałem, nie wiem dlaczego. Może dlatego że niewiele to dawało w odniesieniu do wagi, może przez to że nie było pogody, albo przez ostatnie wydarzenia? Sam nie wiem.
Jestem w pełni przygotowany do następnego roku akademickiego. Mam segregator, wkłady, długopisy;p tylko iść z uśmiechem na ustach do nauki.

sobota, 4 września 2010

Jeszcze miesiąc...

Miesiąc pracy. Do rozpoczęcia roku akademickiego mam możliwość pracować w tym samym zakładzie co poprzednio. Pieniądze zawsze się przydadzą. Nie chodzi tu o książki, tych jest multum w bibliotece. Ale kasa na "drobne wydatki" też się przyda. Nie chodzi o to żebym co tydzień na tipsy i do fryzjera chodził...ale zawsze znajdzie się coś co będzie wołało "kup mnie".
Ostatnio właśnie kupiłem sobie krzesło do biurka(okropnie wygodne<3) i...kaptur do mojej kurtki wojskowej. Kaptur jest nowy i kolorowy, kurtka stara i wytarta(kupiona była używana). Ale największy problem z tym kapturem polega na tym że jest on niewyobrażalnie głęboki. Został on zaprojektowany tak, by żołnierze Jej Królewskiej Mości mogli bez problemu założyć go na hełm. Czyli, żeby nie wyglądać jak idiota, muszę chodzić w hełmie...
Wizytę w Pieninach opisałem dość ogólnie. Może to przez moje lenistwo, może przez chęć zachowania choć odrobiny tajemniczości.
Kiedy wszedłem na Palenicę, doszło do mnie że kocham góry. I bardzo bym chciał mieć jeszcze trochę czasu by wejść na kilka innych, które były w okolicy. Inne przemyślenia? Potrzebuję bluzy, rozpinanej z przodu. Ta, którą miałem na wyjeździe, była stara i trochę zbiegła się w praniu przez ten czas(nie chodzi o to że się nie mogłem dopiąć, bo mogłem, tylko rękawy były odrobinę za krótkie). Myślałem o kupieniu koszuli mundurowej do kompletu do kurtki(model Solider 95). Ale okazało się że ten rozmiar i model ciężko znaleźć...a przynajmniej ciężko znaleźć takie nieuszkodzone. I jeszcze jedno:woda. O mało co się nie odwodniłem(no, bez przesady, ale naprawdę pić mi się chciało), więc muszę pomyśleć o kupnie jakiejś manierki lub camel backa.
Nie wiem kiedy znów uda mi się wyjść w góry, ale nie mogę się tego doczekać.

czwartek, 2 września 2010

Po dłuższej przerwie wracam do pisania.

Zabierałem się do tego od kilku dni/tygodni...co tylko świadczy przeciwko mnie. Dowodzi to również że jestem leniwy. Bardzo leniwy.
Wiele się działo w tym czasie. Stało się też najgorsze, o czym nie będę pisał. W cieniu tego wydarzenia spędziłem kilka dni w Szczawnicy z moją Lubą. Pozwoliło mi to zachować psychiczną równowagę i spokój umysłu.
W pierwszy dzień, zaraz po przyjeździe, byliśmy zmuszeni przeczekać w parku kilka godzin zanim nasz pensjonat rozpocznie dobę hotelową(nie sprawdziliśmy tego przed kupieniem biletów), ale opłacało się. Pokój był ładny, zadbany, łazienka czysta a aneks kuchenny(wspólny dla trzech pokoi) dobrze zaopatrzony.Po rozpakowaniu się poszliśmy rozejrzeć się po okolicy. Jednak po niezbyt długim czasie przegoniła nas burza(bardzo silna, prądu przez pewien czas nie było).
Widok na "wyspę" na Dunajcu przed burzą:
I po burzy:

Aha! Drodzy czytelnicy. Jeśli kiedykolwiek zobaczycie że z zalesionego zbocza góry unosi się biały dym, to nie znaczy że pali się las! Góry po prostu tak robią.
No więc we wtorek rano ruszyliśmy do Czerwonego klasztoru. Dwie godziny spacerkiem. Na miejscu nie byliśmy długo, bo wczorajsza burza i kilka chmur na niebie przeraziło mnie i skłoniło do szybkiego powrotu. Niestety niepotrzebnie. Żałuję tego, że nie zostaliśmy tam dłużej.
Na następny dzień tak bardzo bolały nas nogi, że zdecydowaliśmy się tylko na wypad do Leśnicy. Wcześniej wymieniliśmy złotówki na euro. Co prawda można płacić na Słowacji złotówkami, ale po kursie dużo wyższym niż w kantorach. Ten spryt nie przeszkodził nam zapłacić 4 euro za porcję knedliczków w pierwszej karczmie. Karczma ta była kilometr przed wsią, w miejscu z którego nie widać właściwej Leśnicy. Większość turystów poprzestaje na tej karczmie. Jakiś kilometr dalej jest karczma, w której za porcję knedlików liczą 2 euro...W czwartek postanowiliśmy jednak wejść na jakąś górę. Ruszyliśmy o 9 (z godzinnym opóźnieniem) na Palenicę. Kiedy już się tam wdrapaliśmy(aż tak męczące to nie było i czas wejścia był taki jak w przewodniku), kupiliśmy po kubku herbaty z cytryną. Jeszcze nigdy mi tak herbata nie smakowała.
Po pokrzepieni się ciepłym napojem ruszyliśmy dalej na Szafranówkę. A potem grzbietem Pienin dookoła Jarmuty aż do wsi Szlachtowa.
Następnego dnia trzeba było się spakować i wyjechać.
Czego mi brakuje? Wspólnych chwil...i gór.