piątek, 28 stycznia 2011

Notatki dnia dzisiejszego...

Radość światu głoście! Zostały mi tylko dwa egzaminy do zdania(z czego z jednego mam już gwarantowane trzy, o czym pisałem wcześniej). Cudem zdałem analizę(głupoty na kolokwium wynikły z tego, że nie potrafię mnożyć poprawnie przez dwa. Gdybym z powodu tych dwóch trywialnych błędów z mnożeniem nie zaliczył semestru, to nie wiem, co bym sobie zrobił) i angielski(nawet na 4, choć stać mnie było na więcej:/).
Siedzę w Auditorium Maximum i staram się wspierać N. przed jej egzaminem, ale więcej uwagi poświęca notatkom i rozmowie z koleżanką o tym, czego nie umieją(nie no ładnie się obie uczą:))więc jej nie przeszkadzam w nauce i piszę posta w notesiku(przepiszę go na bloga później). Wcześniej przeglądałem
//W tym momencie przyszła Pani i powiedziała, że zaraz będą wpuszczać na salę, więc poszedłem sobie i teraz siedzę w bibliotece IM UJ i pisze dalej//
zadania i zagadnienia z algebry. Wszyscy mi wmawiają, że umiem na maksa, ale ja takiej pewności nie mam. Potrzebuję zrobić 4 z 5 zadań na maksymalną liczbę punktów. Pewnie to 5 też zrobię tak dla pewności. Dlatego wypożyczyłem aż dwie książki  żeby się poduczyć.
Natomiast z MiC potrzebuję 5pkt żeby zdać(na 20 możliwych). Gdyby udało mi się z tego dostać bdb to bardzo bym się ucieszył, ale jak na razie jestem realistą. Bardziej niż do MiC przykładałem się do analizy, i dlatego mam tylko 4 z ćwiczeń(choć bez problemu zrobiłbym zadań na 5).
Mam jeszcze trochę czasu, więc posiedzę sobie tutaj zanim pojadę pod A.M. Po drodze kupię dla N. jakiegoś kwiatka, myślę, że wynagrodzi jej to trud egzaminu.
Jest tu komputer i internet ale nie chce mi się przepisywać tego wszystkiego na bloga. Później jeszcze trochę dopiszę. Zwłaszcza, że dziś mam się dowiedzieć, czy będę miał pieniądze na telefon, czy mam sobie na niego powolutku oszczędzać samemu. Może, gdy będę wpisywał tę notatkę na bloga będę już znał odpowiedź na to pytanie?
N. pisze egzamin od pół godziny. Trzymam kciuki.
Przypomniały mi się notatki, które pisałem w trakcie pracy z zamiarem wrzucenia ich kiedyś na bloga. Nigdy tego nie zrobiłem i chyba nawet niektóre te notatki zostały wyrzucone.
I jeszcze jedno:piszę w notesie, a powinienem na maszynie do pisania. Stoi ona gdzieś na szafie, zapomniana i przystawiona pudłami i innymi "niezbędnymi" rzeczami.
Zabieram się z biblioteki. N. teoretycznie ma 3 godziny na pisanie, ale wolę być wcześniej i na nią poczekać. Pewnie jeszcze dopiszę coś pomiędzy.
Dotarłem już do A.M. Siedzę, słucham audiobooka. Mam żółtą różę i czekam.
----------------------------------------------------------

A teraz siedzę w domu przy swoim laptopie i piszę dalej.
Na matematyce jest prosto-na egzaminie jest tylko to, co było na wykładzie. Nie może być nic więcej. Na innych kierunkach jest tak, że ludzie wychodząc z sali zaczynają od słów "Ja pier...."(ale moja ukochana nie używa takich wyrazów! To była osoba, która wyszła jeszcze przed nią!!). To znaczy u nas tez tak mówią(ale Ci spoza Krakowa) i dlatego że się nie nauczyli. Albo dlatego, że było ciężkie zadanie. A nie dlatego, że danego tematu nie było na wykładzie.

Co do telefonu. Właśnie go kupiłem i pozostało mi tylko czekać na przesyłkę. Mam nadzieję, że nie dotrze do mnie w poniedziałek(egzamin...). Więc następnego posta będę pisał ze swojego androidalnego telefonu.

Idę się uczyć/sprzątać/obijać się.

piątek, 21 stycznia 2011

TARDIS

Czas mi ucieka. nie chodzi tu o samą sesję, która się zbliża wielkimi krokami. Mam wrażenie, że ledwo wczoraj był październik a już jutro sesja.
Napisałem sprawdzian. Mam dobre przeczucia (jak nigdy). Może to przez to, że i tak mam zaliczenie z algebry. Nawet nie pisząc egzaminu mam gwarantowane 3. Działa to demotywująco. Nawet na naukę z innych przedmiotów. A najbardziej Potrzeba mi teraz zaliczenia z analizy. Z angielskiego obawiam się że zabraknie mi kilku punktów do zdania w pierwszym terminie, ale na poprawkę zawsze się zdążę nauczyć.
Żal mi ludzi z mojej grupy. Niektórzy mają pewne niezaliczenie algebry. Chciałbym im jakoś pomóc. Wręcz czuję się winny, i mam wrażenie, że ich złe oceny to moja wina(ale nie mam pojęcia, dlaczego tak uważam-chyba przez to, że mam lepiej od nich. Coś w stylu tych telefonów i głodujących dzieci).

Dziś dzień Babci. Mam tylko jedną. Dziadka nie mam już żadnego. Na dodatek babcia złapała jakąś grypę i lepiej jej nie odwiedzać, bo jeszcze zaraża.

Zmuszają nas na uczelni przejść na USOSa. Organizujemy strajk głodowy.

Ja chcę już ferie. Żeby z czystym sumieniem marnować czas na głupotach

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Chleba i igrzysk.

Głodny nie jestem. Rozrywki mi tu tylko brakuje. Pisanie bloga jakoś specjalnie zajmujące nie jest.

Ostatnio, wraz z bratem, odkryliśmy grę "Minecraft". Jest mocno uzależniająca i po zamknięciu oczu widzi się z niej sceny;p

Ostatnio oglądałem mnóstwo filmów z androidalnymi telefonami. Efekt jest taki, że telefonu nie mam, a mam jeszcze większą na niego chęć. Chyba nawet mi się śnił.

Słuchałem na starym discmanie PULSE przed snem. Powrót do technologicznej "przeszłości".

Jakaś choroba próbuje mnie zaatakować. Ale jej się, na razie, opieram.

Niewiele więcej się dzieje i będzie działo...do zobaczenia. najprawdopodobniej po sesji...

czwartek, 13 stycznia 2011

Świat to podstępne miejsce

Ale nie będę snuł wywodów dlaczego. Tytuły postów są głównie przypadkowe i nie nawet ja nie wiem, czemu tak piszę.

Siedzę w sali komputerowej. Zadanie z angielskiego zrobiłem już w domu(jak każdy pilny uczeń) i właściwie mam już weekend.
Czeka mnie sporo pracy przed sesją, która nie maluje się tak różowo jak jeszcze miesiąc temu. Coś  mi nie podoba się w mojej wiedzy z MiC i algebra z = zamiast przestrzeniami dualnymi mnie bardzo niepokoi. Tak więc Najbliższy weekend spędzam na algebrze(i angielskim), następny na analizie(przed kolokwium) a MiC-u będę się uczył między egzaminami.
Postanowiłem skupić się na tym, a nie na egzystencjalnych rozważaniach. Takie myślenie do niczego nie prowadzi, a nie myślenie o tym prowadzi, ale nie do końca wiadomo gdzie.

Na zachodzie bez zmian.

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Syd Barrett - Effervescing Elephant

An Effervescing Elephant
with tiny eyes and great big trunk
once whispered to the tiny ear
the ear of one inferior
that by next June he'd die, oh yeah!
because the tiger would roam.
The little one said: "Oh my goodness I must stay at home!
and every time I hear a growl
I'll know the tiger's on the prowl
and I'll be really safe, you know
the elephant he told me so."
Everyone was nervy, oh yeah!
and the message was spread
to zebra, mongoose, and the dirty hippopotamus
who wallowed in the mud and chewed
his spicy hippo-plankton food
and tended to ignore the word
preferring to survey a herd
of stupid water bison, oh yeah!
And all the jungle took fright,
and ran around for all the day and the night
but all in vain, because, you see,
the tiger came and said: "Who me?!
You know, I wouldn't hurt not one of you.
I'd much prefer something to chew
and you're all to scant." oh yeah!
He ate the Elephant

niedziela, 9 stycznia 2011

Nie umiem się kontrolować

Kiedyś na religii ksiądz wyśmiał reinkarnację i samodoskonalenie się buddystów. Bardzo mnie to rozzłościło...i zasmuciło. Pokazał tym samym, że nie rozumie innej religii i nie potrafi jej uszanować(ale to była jego jedyna wpadka, i można mu ją było wybaczyć). Samodoskonalenie się jest bardzo podobne do chrześcijańskiego "niegrzeszenia". Przy czym w chrześcijaństwie masz powiedziane co jest złe, a w buddyzmie są tylko drobne wskazówki i trzeba do tego dojść samemu. Taka droga bardzo mnie pociągała. Doskonalenie samego siebie. Idealna kontrola nad umysłem i ciałem(trochę jak Jedi?). Ale tylko na podziwianiu się skończyło. Oczywiście nie chodzi o to, że chciałbym zacząć medytować, ale przynajmniej być bardziej konsekwentny w tym, co robię. Doskonalić siebie. O to chodzi w tych wszystkich dietach, poradnikach, postanowieniach noworocznych...
Z drugiej strony...jestem chyba nastawiony na marzenia a nie cele w życiu. Bo w dążeniu do celu nie można mieć skrupułów. Gdybym ich nie miał, to już dzisiaj cieszyłbym się nowym, wymarzonym telefonem, a rodzice kolejnym kredytem. Ja jednak tak nie potrafię, i mam nadzieję, że kiedyś zamienię swoje marzenia w cele w sposób moralny.
Czasami mi się wydaje że jestem zbyt umoralniony-nie wiem, czy to odpowiednie słowo tutaj. Mam wyrzuty sumienia, bo ludzie na świecie głodują, a ja jem. Ludzie na świecie nie maję dostępu do wody pitnej, a ja chcę telefon z androidem. Ludzie nie mają dostępu do edukacji, a mi się nie chce uczyć i.t.p i.t.d.
Naprawdę ciężko jest żyć, jeśli czuje ma się poczucie winy z powodu...praktycznie każdego zła. Dosłownie.

niedziela, 2 stycznia 2011

Drugi dzień nowego roku.

Czym się różni ten rok od poprzedniego? Chyba tym, że się ogoliłem.
Z postanowień noworocznych nic sobie nie zrobiłem. Dalej jestem leniwy, dalej bezproduktywnie siedzę przed komputerem, dalej nie potrafię się zmienić. Zmiany potrzebują czasu. Więc czemu powstały postanowienia noworoczne? Że niby pierwszego stycznia się wszystko udaje? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
Może to sposób myślenia że się nic nie uda? Gdyby to tylko o nastawienie chodziło, to kilka(naście) lat temu dostałbym na mikołaja klocki lego, bo byłem na nie mentalnie nastawiony.
W zmienianiu siebie nie pomaga zmiana myślenia o świecie/sobie. Znacznie bardziej pomaga €$£. Niekoniecznie w takiej kolejności.


Może pisanie bloga też jest wymówką od robienia rzeczy pożytecznych? kończę więc.

sobota, 1 stycznia 2011

Nowyj god...

Sylwestra spędziłem nieodpowiedzialnie, na rozmowie(a raczej kłótni-prawie doszło do rękoczynów) z filozofem o hipotezie continuum. Do liczby "zero" też się czepiał.

Generalnie-nigdy więcej takich imprez! Pomijam ludzi(a może zaraz do nich przejdę?), ale powrót pierwszym autobusem jest potworny. O mało nie zamarzłem na przystanku, czekając na swój środek transportu. I jak tu się socjalizować, gdy się mieszka przynajmniej dwa autobusy od każdego miejsca w Krakowie? Trochę to wnerwiające.
Co do ludzi. Do tych, co to ich "znałem", to moje uprzedzenia się nie zmieniły. Dalej jakoś ich nie trawię(choć jest to ciosem dla N. ale naprawdę nie podchodzą mi Ci ludzie. Jest w nich coś...powiedziałbym dwulicowego, ale to dziwnie brzmi...co sprawia, że im nie ufam). Czuję się zazwyczaj, jak bardzo niemodny dodatek...brzydką torebkę, którą N. jak zwykle zabrała na spotkanie, i trzeba od czasu do czasu się nią zainteresować.
Ci, których widziałem po raz pierwszy w życiu-dwaj studenci filozofii. Nie lubię oceniać ludzi po pierwszym spotkaniu(lub po pierwszym roku), więc nie będę tego robił.

O północy, wraz z częścią ludzi, wyszliśmy na pas dawnego lotniska, by podziwiać fajerwerki, i przywitać nowy rok pod(niestety-nie gwiazdami) chmurką(co zaowocowało u mnie porannym bólem gardła, który szybko zwalczyłem, za pomocą wspaniałego lekarstwa do płukania gardła). Wypiliśmy szampana(a ponieważ to było miejsce publiczne-był to szampan bezalkoholowy;p), i zjechaliśmy z oblodzonej górki na d....pupie, plecach kolanach(N, zjechała na mnie. Tak już po mnie jeździ ta moja kobita)i.t.p.
Było bardzo dobrze widać fajerwerki. Taka myśl mnie naszła, że od 1011 lat ludzie świętują to, że w roku 1000 nie było końca świata. Chociaż niewiele osób o tym wie.

Oby przyszły rok był lepszy, niż się na to zapowiada. Zwłaszcza finansowo kiepsko to wszystko widać. Nie tyle z powodu vatu, co pracy moich karmicieli. Tak dość nieciekawe plotki krążą. I bardzo mnie to zdołowało tuż przed sylwestrem. Teraz jest trochę lepiej z moim samopoczuciem, ale i tak się będę martwił. Chyba do następnego sylwestra(a korek od szampana wystrzelił za późno, więc ten rok będzie mi się dłużył).

Oby 2011 był lepszy od 2010. Tego życzę całemu światu(dość egoistycznie-w końcu też jestem częścią tego świata).