piątek, 30 września 2011

Kolejny dzień...

A dokładniej to ostatni dzień września. Nie ma co się oszukiwać, że Wakacje(a nie wakacje) potrwają jeszcze trochę dłużej... Czy zmarnowałem czas tych Wakacji?
Byłem nad jeziorem i morzem, jeździłem sporo na rowerze, chodziłem na spacery z kijkami, zdałem ostatni egzamin, nawet przeczytałem książkę...ale nie byłem w pracy, nie zabrałem nigdzie mojej N.(do ZOO to raczej Ona mnie zabrała), nie rozwinąłem swoich zainteresowań w żaden sposób(odkryłem jedynie niepowtarzalną zdolność gotowania potraw zgodnie z przepisami w książce)...większość czasu spędziłem albo się ucząc do egzaminu albo tak jak teraz:najedzony przed komputerem...
Jakieś dwa lata temu, na targach książki, kupiłem sobie książkę do nauki Javy. Owszem, na początku zmuszałem się do sumiennej nauki...ale zawsze, gdy zaczynałem coś pisać to moja głowa zaczynała mnie boleć. Efekt jest taki, że nie pamiętam nic z Javy. Ostatnimi czasy patrzę się na grzbiet tej książeczki, smutno leżącej na półce, i myślę:"kiedyś Cię otworzę i się nauczę Javy"...ale dotychczas tego nie zrobiłem. Dlaczego nie zrobię tego teraz? Jak tylko skończę pisać posta to zabiorę się za sprzątanie w kuchni, pokoju. Pójdę do babci, zrobię bratu coś do jedzenia(wrócił wcześniej ze szkoły bo go brzuch bolał)...i tak mi cały dzień zejdzie:/

Dziś rano dzielnie wybrałem się do sklepu po jakieś pieczywo...sklep był oddalony o 3km, ale był to znakomity pretekst do nordic-walkingu. Kupiłem jeszcze składniki do mojej diety. Miała być ryba w sosie chrzanowym, ale jako że mam mieć dzisiaj dzień warzywny to kupiłem też bakłażana z myślą zrobienia dwóch potraw do diety...jednak tak się najadłem tą rybą, że bakłażan poczeka na kolację lub jutrzejszy obiad.

Ostatni wpis o próbach używania Ubuntu spotkał się z niezadowoleniem N. Temat "systemu" nie jest tematem mile widzianym na tym blogu. Szkoda, bo chciałem sobie popisać coś właśnie takiego, albo nawet może nagrać jakiś filmik?(Ubuntu oferuje szereg naprawdę dobrych programów do obróbki grafiki i filmów). Problem w tym, że nie jestem jakimś znawcą tematyki Linux. Jestem "okazjonalnym użytkownikiem", więc nie mam pojęcia jaką wiedzą mógłbym się podzielić w takim filmiku. Ale perspektywa wideobloga lub nawet voicebloga(??jest takie coś? To się po prostu chyba podcastem nazywa?) jest kusząca...tylko znowu:co ja bym w nim mówił? Co pokazywał?

Idę sprzątać bajzel w kuchni.

środa, 28 września 2011

Dlaczego niszczymy funkcjonalność?

Post ten jest pisany pod wpływem impulsu i zdenerwowania. Tytuł posta powinien właściwie brzmieć: "Dlaczego, w pogoni za pięknem, niszczymy/gubimy funkcjonalność?"
Ponieważ nie wygrałem 50 milionów w totka, musiałem odłożyć planowany zakup iMaca do następnej kumulacji. Żeby to sobie wynagrodzić postanowiłem "upiększyć" swoje Ubuntu motywem macintosha. Niestety Ubuntu nie korzysta już z Gnome'a jako domyślnego środowiska graficznego, tylko z "Unity". W którym ten boczny pasek nie wygląda tak źle...ale przeszkadza. Nie jest do końca tak funkcjonalny jakbym chciał. Stwierdziłem, że to niczyja wina i że zainstaluję sobie najnowszego Gnoma...jakież było moje zdziwienie, gdy tylko zobaczyłem jak teraz Gnome wygląda.... I teraz pytanie:CO BYŁO ZŁEGO W PASKU NA GÓRZE EKRANU???? (//wulgaryzmy zostały z tego pytania siłą usunięte, ale wiadomo gdzie i jakie należy sobie wstawić//)
Próbowałem jakoś sobie poradzić z obecnym wyglądem Gnoma, ale jeszcze gorzej mi się wszystko "scrashowało" i system wyglądał kuriozalnie...

Obecny wygląd Gnoma jest...ładny...ale czy naprawdę ma być "ładny"? Linux miał być funkcjonalny. A nie jest. Jest nieintuicyjny, denerwujący i niepozwalający się wyłączyć. Właśnie brak możliwości zmiany/edytowania tego wyglądu(czy też "paska" w Unity) jest najbardziej denerwująca...i chyba niezgodna z całą ideą Linuxa. W Linuxie można było zmienić i ustawić praktycznie wszystko....smutno mi przez to:(

poniedziałek, 26 września 2011

Fort pancerny pomocniczy 48a "Mistrzejowice"

Przypadkowo się na to cudo natknąłem podczas spaceru(nordic-walking się jednak na coś przydaje). Jakość zdjęć kiepska, bo robiłem je telefonem komórkowym.








piątek, 23 września 2011

Na tapczanie siedzi leń...

...nie robi nic i pisać posta mu się nie chce. No więc tak: jakoś udało mi się zdać wszystkie egzaminy, oddać indeks i ułożyć plan zajęć. Także studiami się nie muszę przejmować aż do października(mój mózg mi mówi, że październik to za parę miesięcy dopiero jest). Chociaż wypadałoby sobie odświeżyć wiadomości z równań różniczkowych, bo zabrałem się za "kontynuację" tego działu matematyki.

Problem z tym blogiem polega na tym, że już nie wiem za bardzo o czym mogę jeszcze napisać. Jako matematyk(prawie) jestem osobą wyrażającą się dość zwięźle i lakonicznie(i często z błędami). Tak właściwie, to najprościej by mi się mówiło do ludzi kodem C++(o ile jeszcze pamiętam ten język). Byłoby zwięźle i lakonicznie, tylko trochę trudno o kompilator takiego języka.

Aaaa...wróciłem do odchudzania się. Waga pokazała mi liczbę z kosmosu(później odkryłem, że bateryjka się powoli wyczerpywała. Według niej schudłem od wczoraj 5 kg...), więc postanowiłem powrócić do mojej diety i troszkę więcej się ruszać. Jak na razie ruch realizuje się w formie 6km spaceru nordic-walking(polish-kijking)...głównie do sklepu po produkty do dań "dietetycznych". I to właśnie ja te dania przygotowuję. Podobno dobre mi wychodzą. Z tego powodu zastanawiałem się ostatnio, czy się aby z powołaniem nie pomyliłem. No bo gdybym poszedł do gastronomika a potem starał się o prace w coraz to lepszych knajpkach, to mógłbym zajść wysoko(o ile osoby, które testują moje potrawy nie kłamały co do ich jakości i smaku) i nie przejmowałbym się egzaminami na uczelni. Z drugiej strony...większa konkurencja panuje w gastronomii a płace są niższe. Trzeba więc cierpieć. Jak będę duży i będę miał własny dom/mieszkanie to będę miał super-wypasioną i wyposażoną kuchnię. Lodówka będzie miała własne konto na Twitterze, toster na Facebooku a mikrofalówka będzie dorabiała jako programista Googla. I znając życie, nie będę miał czasu, żeby gotować, bo będę pracował na spłatę tego kredytu hipotecznego...

A skoro już jestem w takich klimatach, to zbliżają się wybory. Nie za bardzo wiem na kogo głosować. Niestety problem nie polega na tym, że jest tylu wspaniałych kandydatów, że czuję się jak w magazynie Lego i mam wybrać jeden zestaw. Mój problem polega na tym, że muszę wybrać mniejsze zło. Ale muszę też zastanowić się które mniejsze zło wybrać, bo jeśli wybiorę złe mniejsze zło, to większe zło może te wybory wygrać....i myślę, że sporo ludzi ma taki problem jak ja.

Znów zmienię temat(podobno wielowątkowośc moich postów jest denerwująca. Prawda?). Ostatnio z bratem udało nam się postawić serwer minecraft'a. Chwilę pograliśmy i się tym pobawiliśmy. Zabawa się skończyła, gdy odkryliśmy, że można cheatować...później było już tylko gorzej(program do zmiany otoczenia w minecrafcie, gdy nie chciało nam się budować pod wodą i co chwilę tonąć). Prawdziwy Minecraft, to siedzenie w kopalni i wydobywanie każdego minerału, każdego kamienia, wypalanie każdego bloku szkła...jak się korzysta z cheatów, to już nie jest to samo...

No i jeszcze jeden temat:byłem w krakowskim ZOO. Po raz trzeci w życiu i po raz pierwszy od jakichś 15 lat. Nie zrobił na mnie zbyt dobrego wrażenia. Najgorszy był widok zestresowanych zwierząt, chodzących w kółko po malutkich wybiegach. Takie coś jednak dobija człowieka. Nie wspominając już o mini ZOO, które przypominało mi obóz jeniecki(kury-Niemcy, świnki wietnamskie-Włosi, króliki-Anglicy, świnki morskie-sam nie wiem...). Gdyby nie towarzystwo w tym ZOO, to wyszedłbym z niego przygnębiony.

No kończę. Już i tak sporo napisałem.

piątek, 2 września 2011

Coś się źle czuję

Zrobiłem sobie małą przerwę w nauce rachunku prawdopodobieństwa. Powoli zaczynam panikować, widząc zbliżający się egzamin. Ale potrzebuję też chwili odpoczynku. Zwłaszcza, że mam podwyższoną temperaturę(chociaż niektórzy uważają, że 37 stopni to nic). Brakuje mi wakacji:( siedzę w domu i się uczę. Udało mi się wyrwać z N. na basen i rozpoczęcie roku w moim starym liceum. Spotkałem tam całkiem sporo osób z mojej dawnej klasy(nie widziałem ich od dwóch/trzech lat). Musiałem się przemóc i powiedzieć o wstydliwym "roku w plecy". No ale cóż. Każdemu się może zdarzyć(prawda?). Pojeździłbym sobie na rowerze. Tak bardzo chcę sobie pojeździć, że pojechałbym pod sam Tyniec. Albo i dalej nawet... Telefon mi się buntuje. Obawiam się, że wdał mi się do niego jakiś wirus. Ale skanowanie nie dało rezultatu, więc chyba będę zmuszony do "przywrócenia ustawień fabrycznych". Bardzo bym tego nie chciał robić, bo nie wiem, co bym stracił. Czy wszystkie kontakty, czy tylko zapisane hasła? Skoro już jestem przy gadżetach...to zastanawiam się, czy w następne wakacje nie pojechać sobie na wystawę IFA-Berlin. Coś w stylu targów książki, tyle że w Berlinie, we wrześniu i zamiast książek będą wszelkiego rodzaju elektroniczne gadżety. Pewnie mi nic z tych planów nie wyjdzie(za nocleg w Berlinie zapłaciłbym fortunę), ale nie będę się od razu zniechęcał. Aha! I chyba naprawiłem bloga. Wystarczyło zmniejszyć liczbę postów na stronie. Nie wiem o czym mógłbym jeszcze napisać. Moje życie w trakcie sesji poprawkowej jest dość nudne...