niedziela, 24 listopada 2019

Czy ktoś jeszcze czyta blogi?

Ostatnio natrafiłem na swojego dawnego bloga. Pomyślałem wówczas, że fajnie byłoby wrócić do pisania. Ostatni wpis, sprzed ponad 4 lat, mówi że teraz będę już miał więcej czasu dla pisania. Że będę mógł się skupić na rzeczach dla mnie ważnych. No cóż...najwyraźniej pisanie nie było dla mnie ważne przez te ostatnie kilka lat.

Czy coś się zmieniło? No cóż. Tak i nie. Dalej zmagam się z wagą. Dalej jestem nieufny wobec ludzi. Ale z tym ostatnim już mi chyba lepiej. 
Zacząłem więcej chodzić po górach, i więcej czasu spędzam programując (ostatnio VBA-praca oraz Python).
Ostatnie 5 lat organizowałem sobie metodą Bullet Journal, co polecam każdemu, kto ma trudności z organizacją swojego czasu.

Dalej słucham podcastów. I właśnie ostatnio na Hello Internet, dyskutowali o tym jak to coraz więcej osób ma swój podcast(chyba nawet wspominałem że chciałbym mieć własny). I że za niedługo zabraknie godzin w tygodniu żeby wysłuchać wszystkich podcastów członków rodziny i przyjaciół. Rzeczywiście też tak odczuwam(nawet PINK FLOYD zapowiedział ostatnio swój podcast:o).
Więc nawet nie łudzę się że ktokolwiek znajdzie czas na przeczytanie moich wypocin, 5 lat od ostatniego wpisu.

Ale jeśli jesteś kimś, kto trafił tu przypadkiem, być może z sentymentu do mody z wczesnych lat 2000 na blogi, witaj! Mam nadzieję, że następny wpis pojawi się przed upływem 5 lat :)

wtorek, 15 września 2015

A więc zostałem wolnym magistrem...

No więc obrona nie poszła tak, jak sobie to wymarzyłem. Zrobiłem mnóstwo głupich błędów, zestresowałem się i w ogóle mam szczęście, że wszyscy zdają. Podobno mojemu promotorowi podobała się praca, co jakoś uchroniło mnie przed bardzo złą oceną z obrony.

Pół godziny wstydu i tytuł na całe życie

No i jak każdy absolwent muszę się zapytać: co teraz?
Mam już bardzo dobrą pracę, kochającą żonę i dach nad głową. "Ogrom" wolnego czasu może zabić. Nooo tak naprawdę, to nad tą magisterką aż tyle czasu nie spędzałem (co przełożyło się na mój stres później), ale odczuwałem ten Miecz Damoklesa, który wisiał mi nad głową. Odkładałem czytanie książek z myślą, że powinienem się zająć magisterką (czego nie robiłem), sprzątanie, gotowanie itp szły w odstawkę (zwłaszcza ostatnio).
Więc postanowiłem coś nadrobić: wymieniłem silikon dookoła wanny (poszło zadziwiająco dobrze, ale już widzę jak mogłem to zrobić lepiej), naprawiłem spłuczkę (albo sama się naprawiła), zepsułem korek od wanny (...chciałem naprawić...), sformatowałem sobie komputer (piszę ze świeżej instalacji Ubuntu), no i zacząłem chodzić na siłownię (mniej lub bardziej regularnie).
Trochę o tym ostatnim. Jeśli ktokolwiek czyta moje wpisy to ostatnio pisałem o podcastach i jednym z nich jest Hello Internet.
W jednym z pierwszych odcinków mówili o "teorii żarówek". W dużym skrócie: każdy ma jakieś żarówki (rodzina, praca, zdrowie, sport, rozrywka,...) i jakąś ograniczoną "ilość" elektryczności. Życie polega mniej więcej na podzieleniu tej energii na te żarówki. No i jedna z żarówek o nazwie "Magisterka" (mało używana) została całkowicie wykręcona. Postanowiłem więc przenieść tą energię na "zdrowie". Częstsze (wręcz regularne) wizyty na siłowni, większe zwracanie uwagi na posiłki i niepodjadanie słodyczy i drożdżówek. Piszę o tym już od powstania tego bloga, więc...taaak...
Ale tym razem nic mnie nie powstrzymuje. Pracuję w miarę regularnych godzinach, mam dwie minuty na nogach na basen lub siłownię, więc nie wiem jaką wymówkę znajdę tym razem.
No i Spotify Run działa na androidzie od dzisiaj, więc tym bardziej mam motywację do ćwiczenia (i kupienia w końcu abonamentu rocznego. Ile można słuchać podcastów?).

sobota, 29 sierpnia 2015

Podcasty i IPA

Ostatnio zamiast słuchać muzyki, przerzuciłem się na słuchanie podcastów. Powody są różne. Głównie chodzi o to, że się starzeję i że coraz mniej mi odpowiada muzyka. Wole słuchać (pseudo) inteligentnej rozmowy Amerykanina i Australijczyka o wszystkim (podcast Hello Internet), albo z Brytyjczykiem o produktywności (podcast Cortex). Odkąd się wciągnąłem w słuchanie tych dwóch, zacząłem szukać kolejnych. I tak natrafiłem na podcast o piórach i notatnikach (czy już pisałem, że uwielbiam sklepy papiernicze?), Androidzie czy o przygotowaniu do maratonu (hmm...plan na przyszły rok?). Generalnie to zawsze jak słyszę jakiś ciekawszy fragment rozmowy, to mam ochotę samemu nagrać podcast. Problemy z tym są trzy. Jeden: nie miałbym z kim. Dwa: nie miałbym o czym(chociaż patrząc na H.I. to nie problem). Trzy: nie mam na czym (chociaż stać by mnie było na jakiś najtańszy z mikrofonów). Więc jedynym problemem jest brak towarzystwa...

A i piję sobie Black IPA id Pinty. Nazywa się "Hopus Pokus". Nie jest to tanie piwo, ale kupiłem je z jednego powodu: było mocno nachmielone. IBU 88. Taak. Piwna Rewolucja zamienia problem z alkoholem w hobby...


niedziela, 23 sierpnia 2015

Blog: Reaktywacja.

Który to już raz piszę, że tym razem to naprawdę? Że naprawdę chcę pisać bloga, że będę grzecznym blogerem i będę się regularnie wyżywał na nieczytanych przez nikogo elektronach?
A więc tak: postaram się pisać jeden post na tydzień. Co niedzielę będzie pojawiał się wpis.
Od samego początku ten blog miał być swego rodzaju "terapią" dla mnie. Ta reaktywacja ma właśnie taki sam cel. Chcę się nauczyć większej organizacji, samodyscypliny i poprawić swoje "pisarskie" zdolności. Postaram się ograniczyć narzekanie na samego siebie i wszystkie żenujące posty (jakie miały miejsce wcześniej i za które bardzo przepraszam). Zapraszam więc do czytania.

Ostatni post jest z kwietnia zeszłego roku.
Nawet nie wiem jak powinienem opisać co się działo w moim życiu w "międzyczasie" ("międzypościu"?).
A więc tak: praca o której pisałem ostatnio okazała się bardzo dobrą pracą. Udało mi się przejść na pełen etat, i mam już ponad rok doświadczenia w pracy. Umowę na czas nieokreślony i w ogóle miód i malina.
Rok temu również wyprowadziłem się od rodziców i zamieszkałem na odległym krańcu Krakowa.
Ostatnio nawet się ożeniłem; a tydzień temu wróciliśmy z podróży poślubnej (Budapeszt. Ach Węgry są wspaniałe, piękne i cudowne!!).
Jak łatwo można zauważyć...jeszcze się nie obroniłem. Wynika to głównie z mojego lenistwa, głupoty i w ogóle z mojego niedostosowania do czegoś takiego jak "studia". Do końca września mam nadzieję zamknąć ten, zbyt długi, rozdział mojego życia i zapomnieć o Uniwersytecie na dłuższy czas.

Chyba tyle wystarczy na sam początek reaktywacji? Prawda?

czwartek, 3 kwietnia 2014

Duża zmiana...?

No cóż. Stało się. Dostałem pracę.

W końcu.
Na dodatek w firmie, o której pisałem ostatnim razem. Rzeczywiście zrobiłem dobre wrażenie, ale potrzebowali kogoś do godzin popołudniowych, a ja mogłem tylko na poranne. Zadzwonili jak tylko mieli dla mnie miejsce na pół etatu.
Praca porządna, w zagranicznej korporacji, na pół etatu (w końcu ciągle studiuję). W końcu będę pracował jako "matematyk" a nie stolarz. W końcu będę mógł zacząć mówić, że za siebie odpowiadam. W końcu...zobaczę, czy jestem coś wart.
Pracę zaczynam prawie za miesiąc. Tydzień po Wielkanocy. Do tego czasu powinienem napisać sporą część magisterki, no i odebrać papiery z mojej przyszłej pracy i zrobić badania lekarskie i okulistyczne.
Z jednej strony się denerwuję, ale z drugiej nie mogę się doczekać. Nie wiem, czy to praca na pewno dla mnie. Czy ja będę im tam odpowiadał. Ale chcę już zacząć! Takie czekanie nie jest zbyt przyjemne:/

Co jeszcze się zadziało w moim życiu?
Zacząłem jeździć na Kampus UJ rowerem. Trasa 18km w jedną stronę. Dla kogoś z 500kg nadwagą to jest spory wyczyn. Niestety, gdy zacznę pracę rower wróci do garażu. Do pracy miałbym blisko, ale nie chcę się przebierać gdzieś po łazienkach w wymięty garnitur (bo obowiązuje Dress-Code :o).

A i ostatnio byłem na szkoleniu (tak, tak - kolejnym. Ale już chyba jednym z ostatnich, jako że nie będę mógł na nie chodzić w związku z tym, że będę głównie w godzinach mojej pracy) z MINDFULNES. Z tym pojęciem spotkałem się po raz pierwszy czytając jakąś gazetę o poszukiwaniu pracy (to chyba jednak Coaching był). Szkolenie było o tyle ciekawe, że jego elementem było medytowanie (a trenerka wyglądała jak, dość nowoczesna, hippiska). Zazwyczaj odnosiłem się do medytowania z...hmmm...lekką pogardą. Jak do czegoś dziwnego i głupiego (zwłaszcza, jak na stronach typu lifehacker polecali codzienną medytację). Ale trenerka wyjaśniła nam o co chodzi. Otóż nie chodzi, o metafizyczne przeżycia, o wyzbycie się ciała i dóbr doczesnych. Chodzi tylko o skupienie się na tym, co się dzieje teraz. Brzmi to "mistycznie", ale zauważyłem, że mam z tym problem. Otóż miałem się skupić na oddychaniu. Nic trudnego! Ja się nie skupię na oddychaniu? Ja? No więc wdech, wydech, wdech. wydech, jak w armii...raz, dwa, trzy, cztery, maszerują oficery...ale głupia ta medytacja...to ile jeszcze czasu mam się tak wygłupiać...i dokładnie tak napisałbym swoją wersję "Harrego Pottera" ZARAZ! Przecież miałem o niczym nie myśleć! Wracam do oddychania...
i tak dalej. Po jakimś czasie znów łapałem się na analizie poważnych lub durnowatych zagadnień. I rzeczywiście jest to moim problemem. Co chwilę "odpływam" w krainę myśli, kiedy tylko mój mózg ma ku temu sposobność. A tak być nie powinno! Nawet gdy jadę rowerem przez, bagatela, godzinę, mój mózg woli zastanawiać się nad wszystkim (od sytuacji na Ukrainie po ostatni odcinek HIMYM), zostawiając hamowanie przed dziećmi na bulwarach wiślanych jakimś tam odruchom. Nawet część tego posta obmyśliłem jadąc z pełną prędkością po (pustej) ścieżce rowerowej...

W tym roku czeka mnie dużo innych zmian. Pierwsza poważna praca, to tylko mały drobiazg.

środa, 12 marca 2014

Powoli i w losowym kierunku

To już jest marzec?

Kiedy sobie uświadomiłem, że już leci trzeci miesiąc tego roku...mam odrobię uczucia zmarnowanego czasu. Sam nie wiem dlaczego. Sporo się działo, zwłaszcza na uczelni. Sesje, projekty, zaliczenia, wesele w rodzinie, praca dorywcza, rozmowa o pracę prawdziwą...no właśnie.

Niemalże równy miesiąc temu miałem szczęście być zaproszony przez poważną firmę na rozmowę kwalifikacyjną. To był już ostatni etap rekrutacji. Mnie interesowała posada na pół etatu. Taka, jaką mógłbym pogodzić ze studiami. Praca jak marzenie: w mojej dziedzinie, poranne godziny i mnóstwo dodatków do pensji (na tym mi akurat nie zależało, ale byłoby miło;p).
Rozmowa była miła, spokojna i profesjonalna. Wydaje mi się, że wypadłem na tyle dobrze, by zostawić po sobie dobre wrażenie (nawet jeśli by mnie nie zatrudnili, to zawsze bym był gdzieś na wszelki wypadek odłożony). Powiedzieli mi, że zadzwonią bez względu na wynik rozmowy i dadzą znać.

Do dzisiaj nie zadzwonili...

Miałem o firmie dobre zdanie, nadal chciałbym u nich pracować. Ale trochę mi smutno.

piątek, 10 stycznia 2014

Nowy/Stary Rok

Jak co roku mam ten sam zestaw postanowień. Tak naprawdę tylko zmieniam datę na kolejną.
Trochę to dołujące, bo zapominam wtedy jak wiele udało mi się osiągnąć w tym roku (patrz poprzedni wpis).
To był dobry rok. Nie udało mi się zrobić wielu zaplanowanych rzeczy, ale mam tak co roku. Nie mam natomiast poczucia stania w miejscu. Wiem, że od zeszłego roku się ruszyłem i był to ruch w dobrym kierunku. Na dodatek czegoś takiego nie planowałem zupełnie, więc może nie powinienem planować i samo wyjdzie?;p

Plany na ten rok?

  • schudnąć (jak co roku)
  • przeczytać 20 książek (w zeszłym roku miałem to samo postanowienie. Do czerwca przeczytałem 9, ale potem zabrałem się za pracę magisterską. Ale przeczytałem w tym czasie baaardzo dużo artykułów. Więc trochę oszukańczo można uznać, że mi się udało)
  • nauka "Szybkiego Czytania"
  • nauczyć się tańczyć (i przestać uważać, ze tańczący ludzie wyglądają idiotycznie)
  • nauczyć się żonglować
  • wyczyścić listę artykułów do przeczytania, którą mam na "Pocket"
Dodatkowo:

  • nauka węgierskiego (Igen, igen!!)
  • pisać bloga (nie wiem co bym mógł pisać. Zbyt często siadam i rezygnuję z braku weny i pomysłu na wpis)
  • pisać bloga po angielsku (mój problem z tym językiem polega na tym, że mówię i rozumiem go wspaniale, ale jeśli chodzi o pisanie to jest dramat).
  • jeździć wszędzie na rowerze (to już od pogody zależy)
Ale jak na razie czeka mnie bardzo ostra i ciężka sesja. Na dodatek pewna firma miała oferować staże od stycznia/lutego. Nie wiem jak mi się to zgra z sesją i ewentualnym drugim semestrem. No i nie wiem, czy w ogóle się dostanę. Rozmawiałem z ichniejszą "Panią od HR" i moje CV jest odłożone do segregatora "Staż". Niestety już połowa stycznia nadciąga, a nie dostałem żadnej informacji od nich z zaproszeniem na rozmowę kwalifikacyjną. 
Jak na razie czekam jak na zbawienie.