niedziela, 14 lipca 2013

To dokąd to ja dokładnie zmierzam?

Tuż po nowym roku napisałem, że moje życie stoi w miejscu. Wywnioskowałem to po baardzo podobnych postanowieniach noworocznych z kilku kolejnych lat.
Niestety okazało się, że jest o wiele gorzej. Zrozumiałem to pewnego dnia w pracy.
No właśnie. W "pracy". Nie do końca takiej, o jakiej sobie marzyłem przez ostatnie pół roku. Znów pracuję w stolarni, skręcam szufladki, wiercę deseczki i.t.p. Ale powinienem zrobić większy postęp! W końcu przez ostatnie pół roku uczyłem się wyceny opcji, strategii arbitrażowych i innych zagrań związanych z instrumentami pochodnymi. Co ja robię na stolarni? Na dodatek znowu mi się przytyło, co jest dla mnie ogromnym krokiem wstecz.
A najgorsze jest to, że już nie potrafię temu jakoś zaradzić. To, że nie dostałem żadnego zaproszenia na rozmowę o pracę trochę mnie podłamało. Będę się musiał jakoś podnieść, bo już mi niewiele czasu zostało. Jeszcze jeden rok studiów i do pracy. A doświadczenia brak. Dobrym pomysłem jest chyba pójście na kurs języka. Tylko ile się można nauczyć przez dwa semestry od podstaw? No i który język jest wart nauczenia się? Niemiecki jest straszny(urzędowy język piekła), francuski jest trudny, włoski jest niepotrzebny, a kursy języków skandynawskich są drogie. Tak więc jestem w kropce. Nie wiem co dalej ze swoim życiem zrobić.