czwartek, 3 kwietnia 2014

Duża zmiana...?

No cóż. Stało się. Dostałem pracę.

W końcu.
Na dodatek w firmie, o której pisałem ostatnim razem. Rzeczywiście zrobiłem dobre wrażenie, ale potrzebowali kogoś do godzin popołudniowych, a ja mogłem tylko na poranne. Zadzwonili jak tylko mieli dla mnie miejsce na pół etatu.
Praca porządna, w zagranicznej korporacji, na pół etatu (w końcu ciągle studiuję). W końcu będę pracował jako "matematyk" a nie stolarz. W końcu będę mógł zacząć mówić, że za siebie odpowiadam. W końcu...zobaczę, czy jestem coś wart.
Pracę zaczynam prawie za miesiąc. Tydzień po Wielkanocy. Do tego czasu powinienem napisać sporą część magisterki, no i odebrać papiery z mojej przyszłej pracy i zrobić badania lekarskie i okulistyczne.
Z jednej strony się denerwuję, ale z drugiej nie mogę się doczekać. Nie wiem, czy to praca na pewno dla mnie. Czy ja będę im tam odpowiadał. Ale chcę już zacząć! Takie czekanie nie jest zbyt przyjemne:/

Co jeszcze się zadziało w moim życiu?
Zacząłem jeździć na Kampus UJ rowerem. Trasa 18km w jedną stronę. Dla kogoś z 500kg nadwagą to jest spory wyczyn. Niestety, gdy zacznę pracę rower wróci do garażu. Do pracy miałbym blisko, ale nie chcę się przebierać gdzieś po łazienkach w wymięty garnitur (bo obowiązuje Dress-Code :o).

A i ostatnio byłem na szkoleniu (tak, tak - kolejnym. Ale już chyba jednym z ostatnich, jako że nie będę mógł na nie chodzić w związku z tym, że będę głównie w godzinach mojej pracy) z MINDFULNES. Z tym pojęciem spotkałem się po raz pierwszy czytając jakąś gazetę o poszukiwaniu pracy (to chyba jednak Coaching był). Szkolenie było o tyle ciekawe, że jego elementem było medytowanie (a trenerka wyglądała jak, dość nowoczesna, hippiska). Zazwyczaj odnosiłem się do medytowania z...hmmm...lekką pogardą. Jak do czegoś dziwnego i głupiego (zwłaszcza, jak na stronach typu lifehacker polecali codzienną medytację). Ale trenerka wyjaśniła nam o co chodzi. Otóż nie chodzi, o metafizyczne przeżycia, o wyzbycie się ciała i dóbr doczesnych. Chodzi tylko o skupienie się na tym, co się dzieje teraz. Brzmi to "mistycznie", ale zauważyłem, że mam z tym problem. Otóż miałem się skupić na oddychaniu. Nic trudnego! Ja się nie skupię na oddychaniu? Ja? No więc wdech, wydech, wdech. wydech, jak w armii...raz, dwa, trzy, cztery, maszerują oficery...ale głupia ta medytacja...to ile jeszcze czasu mam się tak wygłupiać...i dokładnie tak napisałbym swoją wersję "Harrego Pottera" ZARAZ! Przecież miałem o niczym nie myśleć! Wracam do oddychania...
i tak dalej. Po jakimś czasie znów łapałem się na analizie poważnych lub durnowatych zagadnień. I rzeczywiście jest to moim problemem. Co chwilę "odpływam" w krainę myśli, kiedy tylko mój mózg ma ku temu sposobność. A tak być nie powinno! Nawet gdy jadę rowerem przez, bagatela, godzinę, mój mózg woli zastanawiać się nad wszystkim (od sytuacji na Ukrainie po ostatni odcinek HIMYM), zostawiając hamowanie przed dziećmi na bulwarach wiślanych jakimś tam odruchom. Nawet część tego posta obmyśliłem jadąc z pełną prędkością po (pustej) ścieżce rowerowej...

W tym roku czeka mnie dużo innych zmian. Pierwsza poważna praca, to tylko mały drobiazg.