sobota, 1 stycznia 2011

Nowyj god...

Sylwestra spędziłem nieodpowiedzialnie, na rozmowie(a raczej kłótni-prawie doszło do rękoczynów) z filozofem o hipotezie continuum. Do liczby "zero" też się czepiał.

Generalnie-nigdy więcej takich imprez! Pomijam ludzi(a może zaraz do nich przejdę?), ale powrót pierwszym autobusem jest potworny. O mało nie zamarzłem na przystanku, czekając na swój środek transportu. I jak tu się socjalizować, gdy się mieszka przynajmniej dwa autobusy od każdego miejsca w Krakowie? Trochę to wnerwiające.
Co do ludzi. Do tych, co to ich "znałem", to moje uprzedzenia się nie zmieniły. Dalej jakoś ich nie trawię(choć jest to ciosem dla N. ale naprawdę nie podchodzą mi Ci ludzie. Jest w nich coś...powiedziałbym dwulicowego, ale to dziwnie brzmi...co sprawia, że im nie ufam). Czuję się zazwyczaj, jak bardzo niemodny dodatek...brzydką torebkę, którą N. jak zwykle zabrała na spotkanie, i trzeba od czasu do czasu się nią zainteresować.
Ci, których widziałem po raz pierwszy w życiu-dwaj studenci filozofii. Nie lubię oceniać ludzi po pierwszym spotkaniu(lub po pierwszym roku), więc nie będę tego robił.

O północy, wraz z częścią ludzi, wyszliśmy na pas dawnego lotniska, by podziwiać fajerwerki, i przywitać nowy rok pod(niestety-nie gwiazdami) chmurką(co zaowocowało u mnie porannym bólem gardła, który szybko zwalczyłem, za pomocą wspaniałego lekarstwa do płukania gardła). Wypiliśmy szampana(a ponieważ to było miejsce publiczne-był to szampan bezalkoholowy;p), i zjechaliśmy z oblodzonej górki na d....pupie, plecach kolanach(N, zjechała na mnie. Tak już po mnie jeździ ta moja kobita)i.t.p.
Było bardzo dobrze widać fajerwerki. Taka myśl mnie naszła, że od 1011 lat ludzie świętują to, że w roku 1000 nie było końca świata. Chociaż niewiele osób o tym wie.

Oby przyszły rok był lepszy, niż się na to zapowiada. Zwłaszcza finansowo kiepsko to wszystko widać. Nie tyle z powodu vatu, co pracy moich karmicieli. Tak dość nieciekawe plotki krążą. I bardzo mnie to zdołowało tuż przed sylwestrem. Teraz jest trochę lepiej z moim samopoczuciem, ale i tak się będę martwił. Chyba do następnego sylwestra(a korek od szampana wystrzelił za późno, więc ten rok będzie mi się dłużył).

Oby 2011 był lepszy od 2010. Tego życzę całemu światu(dość egoistycznie-w końcu też jestem częścią tego świata).

1 komentarz:

  1. Piszę nareszcie.
    Filozofami się nie przejmuj, na tym polega ich los - czepiać się tego, co inni uważają za zwyczajne i logiczne, wyciągać górnolotne wnioski z czego się da i jeszcze do tego próbować wcisnąć to innym. Trzeba ucinać dyskusję w odpowiednim miejscu, zanim się rozgałęzi.
    MPK... Mi zawsze brakuje jakiegoś nocnego czegoś koło 2:00 czy 3:00, zanim przyjdzie kryzys.
    Co do ludzi masz trochę racji, tzn. ja widzę, że część osób, jeśli nie większość, trochę się pozmieniała, z różnym skutkiem. E. się (przynajmniej chwilowo) ustatkowała, D. zabija entuzjazmem i spontanem, a A. wszędzie węszy problemy życiowe. S. i M. krejzikozaki wokół procentów. Ostatnio miałam z nimi wszystkimi mało kontaktu, ale może przez to bardziej widzę zmiany?
    Szampan, fajerwerki i zjeżdżanie były fajne <3 No i wcale nie jeżdżę po/na Tobie, jeśli nie ma górek w pobliżu :P
    Nowy Rok będzie lepszy, zawsze jest lepszy. Jeśli nie teraz, to z perspektywy czasu cały czas i tak idzie się w jakiś sposób naprzód (BTW dwa razy pisałeś o tym, że oby ten był lepszy...).

    Tym razem było depresyjnie. Albo nie, inaczej - z rezygnacją. Nie wolno tak, będzie karny jeżyk.

    OdpowiedzUsuń